piątek, 3 stycznia 2014

Co łączy Polaków i Koreańczyków? (+ przepis na domowe kimchi)

Być może odpowiedzi dałoby się znaleźć więcej (może ktoś ma jakieś pomysły?), tym, co jednak przychodzi do głowy mnie, jest kiszona kapusta. Tak, tak, upodobanie do fermentacji nie jest cechą powszechną wśród narodów świata i zapewne wielu z Was zdarzyło się poczęstować obcokrajowca kiszonym ogórkiem i zostać za to porządnie skrzyczanym. 
Tak jak my objadamy się kiszoną kapustą, zarówno na zimno, jak i na ciepło, tak Koreańczycy uwielbiają kimchi: kiszoną kapustę pekińską (lub chińską) na ostro z dodatkiem japońskiej rzodkwi, imbiru, czosnku, cebuli i mnóstwa chilli. Taka jest w każdym razie podstawa, bo kiszenie warzyw jest w Korei sportem narodowym i znaleźć można całą masę wariacji, w zależności od pory roku i od regionu. 

Jak ważna jest kimchi dla Koreańczyków? Najważniejsza! W czasie wojny w Wietnamie, gdy Korea wysłała swoje wojska na pomoc Amerykanom, prezydent Park Chung-hee  napisał do Lyndona Johnsona z prośbą o przesłanie jego żołnierzom puszkowanej kapusty, bo tego właśnie najbardziej brakuje im na wojnie. Premier Chung Il-kwon dodał ponoć, że za kimchi tęskni bardziej niż za swoją żoną. Także, rozumiecie, sprawa jest poważna. 

Kimchi, podobnie jak naszą kapustę, można jeść na zimno, jako "surówkę" lub na ciepło: w zupach i daniach jednogarnkowych. Stanowi też często część wspaniałego koreańskiego dania o nazwie bibimbap, które planuję pokazać Wam niedługo. 

Nie wiem, na ile ortodoksyjny jest mój przepis: pominęłam w nim oczywiście dodatki takie jak kalmary, sos rybny czy pasta krewetkowa, które nie są obowiązkowe, acz występują ponoć często. Dodałam jabłko i marchewkę, inspirując się przepisem z My New Roots, nie zrezygnowałam jednak z sosu sojowego. 

Kimchi 
(proporcje na litrowy słoik)

główka kapusty pekińskiej, posiekana
1/2 japońskiej rzodkwi, startej
2 marchewki, starte
1 małe jabłko, starte
pęczek dymki
spory kawałek imbiru (ok. 30g)
3 ząbki czosnku
3-4 czerwone, świeże chilli (lub kopiasta łyżka płatków chilli)
3-4 łyżki sosu sojowego
2 kopiaste łyżki soli

Wszystkie posiekane warzywa wrzucamy do dużej miski. 


Blendujemy (lub siekamy i ucieramy w moździerzu) czosnek, imbir i chilli. Dodajemy do miski razem z solą i sosem sojowym. I zabieramy się do roboty: mieszamy i ugniatamy rękami, by warzywa zmniejszyły objętość i puściły sok. Powinny wyglądać mniej więcej tak: 


Odstawiamy na kilka godzin, w międzyczasie jeszcze ze dwa razy porządnie masujemy. Próbujemy i, w razie czego, dodajemy soli lub sosu sojowego. 
Wkładamy do słoika (lub mniejszych słoiczków), starając się, by usunąć jak najwięcej powietrza. Zamykamy i odstawiamy na kilka dni, pozwalając warzywom sfermentować. Nie przejmujemy się bąbelkami powietrza, ani nawet dziwnymi dźwiękami ;) Po kilku dniach otwieramy i zjadamy. A w jakiej formie (prócz surówki, oczywiście) zjadamy - o tym następnym razem. Po otwarciu przechowujemy w lodówce. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz