Jak wiadomo, przez niemal sto lat Wietnam
znajdował się pod francuskim protektoratem – miało to, jak można
się domyślić, ogromny wpływ także na charakter wietnamskiej
kuchni. Dzięki znajomości historii oczywiste staje się, dlaczego
akurat w Wietnamie tak popularne są... bagietki. Bánh
Mì
to wietnamska nazwa różnych rodzajów chleba, zaś w krajach
zachodnich, w których żyją duże społeczności imigrantów (a
więc także i w Polsce) terminem tym określa się szczególny
rodzaj wietnamskich kanapek z bagietki, wypełnionych zazwyczaj
różnymi rodzajami mięsa, tofu i warzywami. Kanapki te są
przepyszne i niedługo pokażę na taką przepis (to będzie w dniu
dyspensy, bo bagieta ze smażonym tofu to nie jest najbardziej
dietetyczne z dań), ale na razie wróćmy do zupy.
Pho
to najprawdopodobniej przekształcona nazwa pot-au-feu,
czyli francuskiego gulaszu z wołowiny (choć istnieje także teoria,
że zupa wzięła swoją nazwę od kantońskiego makaronu ryżowego
phấn).
Jest to aromatyczny bulion – najczęściej wołowy, choć zdarzają
się wersje drobiowe i wegetariańskie – z makaronem ryżowym,
kawałkami mięsa lub tofu, ziołami i warzywami.
Zupa ta stała się niesamowicie popularna w Warszawie (czy w innych
miastach też?), zwłaszcza odkąd dawne stoiska wietnamskie przeniosły się ze
Stadionu Dziesięciolecia na „salony” w centrum. Micha takiej
zupy to opcja niedroga, niezbyt kaloryczna, dość zdrowa, sycąca
i... doskonała na kaca, dzięki czemu znalazła ogromny poklask
wśród warszawskich imprezowiczów. Wady? Nie wszędzie dostępna
jest wersja wegetariańska – zdarzyło mi się w jednej z
popularnych knajpek zamówić zupę o takiej nazwie, w której
faktycznie nie pływało mięso, lecz która na odległość śmier...
pachniała kośćmi. Trudno się temu dziwić – pho
to taki odpowiednik naszego rosołu, a trudno się spodziewać
wegetariańskiego rosołu w restauracji :)
Co
innego w domu – w domu przyrządzić można pyszny, warzywny
bulion, który dzięki kilku przyprawom zmienia się w aromatyczną,
słodko-kwaśno-słono-ostrą zupę, od której trudno się nie
uzależnić. Dodatek ryżowego makaronu, świeżych ziół, surowych
i lekko marynowanych warzyw i tofu czyni z niej pełnowartościowy,
dość niskokaloryczny posiłek, który genialnie sprawdza się w
chłodne dni (a tych w tym roku nie brakuje) oraz oczywiście na kaca
(którego jednak nie mamy, bo przecież projekt wiosna!:))
Wegetariańska
zupa pho z makaronem ryżowym i tofu
Przepis
kombinowany z różnych źródeł internetowych
Bulion:
2
duże cebule (przepołowione i obrane)
spory
kawałek imbiru (obrany)
4
marchewki
1
pietruszka
2
ząbki czosnku
2
łodygi selera naciowego
ew.
kawałek korzenia selera
laska
cynamonu
5
goździków
pół
łyżeczki pieprzu syczuańskiego (opcjonalnie)
pół
łyżeczki ziarenek kolendry
2
gwiazdki anyżu
sos
sojowy
cukier
trzcinowy
sól
makaron
ryżowy (płaskie wstążki)
Do
podania:
tofu
pokrojone w kostkę i smażone na odrobinie oleju (może być
wędzone)
cienkie
piórka czerwonej cebuli, skropione wcześniej octem ryżowym lub
sokiem z cytryny
cienkie
słupki z surowej marchewki lub marynowana marchewka*
szczypiorek
kolendra
mięta
kiełki
fasoli mung
papryczka
chilli / sriracha
cytryna
lub limonka
*
o piklach napiszę więcej niedługo – paseczki marchewki zalewam
mieszaniną gorącej wody, octu ryżowego i cukru trzcinowego, dodaje
kilka ziarenek kolendry i marynuję od kilku godzin do kilku dni.
Cebule
i imbir opalamy nad ogniem lub wkładamy na 10 minut do mocno
rozgrzanego piekarnika. Na patelni chwilę prażymy przyprawy
(cynamon, anyż, goździki, pieprz). Warzywa obieramy, jeśli są
duże – kroimy na pół albo na spore kawałki. Wrzucamy do garnka
razem z przyprawami, cebulą i imbirem. Zalewamy zimną wodą (2,5
litra), doprowadzamy do wrzenia i zostawiamy na wolnym ogniu na 2-4
godziny (im dłużej, tym lepiej).
Po
tym czasie bulion odcedzamy i zaczynamy przyprawianie: dodajemy sól,
sos sojowy i cukier trzcinowy po trochu, szukając równowagi smaków.
Mnie zazwyczaj wychodzi około 5 łyżek sosu i 2 łyżek cukru.
Makaron
przygotowujemy według przepisu na opakowaniu i przekładamy do
miseczek. Dodajemy papryczkę chilli lub srirachę (lub jedno i
drugie), cebulę, marchewkę, tofu i kiełki. Zalewamy bulionem i
posypujemy słuszną porcją ziół. Doprawiamy sokiem z cytryny.
Składnik
na dziś:
KOLENDRA (cilantro) to roślina jednoroczna, należąca do rodziny selerowatych, pochodzi znad Morza Śródziemnego. Ma szerokie zastosowanie kulinarne: używa się zarówno jej listków, jak i owoców, potocznie zwanych nasionami. Z owoców tych tworzy się olejek o działaniu moczopędnym, rozkurczowym i wspomagającym trawienie (bywa składnikiem herbatek ziołowych).
Doceniane są przeciwzapalne i przeciwdziałające cukrzycy właściwości kolendry. Badania wykazały, że pomaga ona również obniżyć poziom cholesterolu. Jest źródłem wapnia, potasu, magnezu, a także błonnika pokarmowego.
Doceniane są przeciwzapalne i przeciwdziałające cukrzycy właściwości kolendry. Badania wykazały, że pomaga ona również obniżyć poziom cholesterolu. Jest źródłem wapnia, potasu, magnezu, a także błonnika pokarmowego.
http://www.whfoods.com/genpage.php?tname=foodspice&dbid=70
http://www.nutrition-and-you.com/coriander-seeds.html
http://www.nutrition-and-you.com/coriander-seeds.html
bardzo ciekawy blog, ten filmik o życiu Wietnamczyków mnie bardzo zaciekawił :) Nie jestem wegetarianką, ale zmieniam dietę sobie i mojej rodzinie na zdrowszą, chcę robić więcej potraw warzywnych gotowanych jak i surowych, ale zwyczajnie brak mi pomysłów na łączenie ich i poszukuje w sieci przepisów i tka przypadkiem wpadłam na Twój blog :) z Czego się bardo cieszę. Dziękuję Ci za możliwość skorzystania z Twoich przepisów.
OdpowiedzUsuńNie jestem pewna czy moje dzieci będą chciały spróbować tej zupy, gdyż je najtrudniej nakłonić do zmian, ale ja chętnie spróbuję.
P.S. Ile porcji wychodzi z tych składników?
Bardzo się cieszę :) Dzieciom powiedz, że to taki rosół trochę inny ;)
OdpowiedzUsuńWychodzi ok. 4 sporych porcji, zależnie od tego, ile przygotujemy dodatków.
Wegetariańskie Pho jest najlepsze na świecie! Też robię od jakiegoś czasu, przepis bardzo podobny do Twojego ;)
OdpowiedzUsuńWidziałam! Aż się bałam, że wyjdzie, że kopiuję, ale na szczęście kilka drobiazgów się różni ;) Patrzyłam tak na Twój przepis jakiś czas temu i myślałam sobie: to dodaję, to dodaję, to dodaję... :D
OdpowiedzUsuńYou made my day. Wreszcie przepis na pho, który nie wymaga nierealnej ilości czasu i składników! Na pewno spróbuję.
OdpowiedzUsuńCieszę się:) Czasu trochę wymaga, ale co to za czas - bulion sobie pyrka spokojnie i nie trzeba się nim przejmować :)
OdpowiedzUsuń