środa, 3 kwietnia 2013

Wiecie, skąd się wzięła nazwa Pho? O zupie doskonałej.


Jak wiadomo, przez niemal sto lat Wietnam znajdował się pod francuskim protektoratem – miało to, jak można się domyślić, ogromny wpływ także na charakter wietnamskiej kuchni. Dzięki znajomości historii oczywiste staje się, dlaczego akurat w Wietnamie tak popularne są... bagietki. Bánh Mì to wietnamska nazwa różnych rodzajów chleba, zaś w krajach zachodnich, w których żyją duże społeczności imigrantów (a więc także i w Polsce) terminem tym określa się szczególny rodzaj wietnamskich kanapek z bagietki, wypełnionych zazwyczaj różnymi rodzajami mięsa, tofu i warzywami. Kanapki te są przepyszne i niedługo pokażę na taką przepis (to będzie w dniu dyspensy, bo bagieta ze smażonym tofu to nie jest najbardziej dietetyczne z dań), ale na razie wróćmy do zupy.



Pho to najprawdopodobniej przekształcona nazwa pot-au-feu, czyli francuskiego gulaszu z wołowiny (choć istnieje także teoria, że zupa wzięła swoją nazwę od kantońskiego makaronu ryżowego phấn). Jest to aromatyczny bulion – najczęściej wołowy, choć zdarzają się wersje drobiowe i wegetariańskie – z makaronem ryżowym, kawałkami mięsa lub tofu, ziołami i warzywami. 
Zupa ta stała się niesamowicie popularna w Warszawie (czy w innych miastach też?),  zwłaszcza odkąd dawne stoiska wietnamskie przeniosły się ze Stadionu Dziesięciolecia na „salony” w centrum. Micha takiej zupy to opcja niedroga, niezbyt kaloryczna, dość zdrowa, sycąca i... doskonała na kaca, dzięki czemu znalazła ogromny poklask wśród warszawskich imprezowiczów. Wady? Nie wszędzie dostępna jest wersja wegetariańska – zdarzyło mi się w jednej z popularnych knajpek zamówić zupę o takiej nazwie, w której faktycznie nie pływało mięso, lecz która na odległość śmier... pachniała kośćmi. Trudno się temu dziwić – pho to taki odpowiednik naszego rosołu, a trudno się spodziewać wegetariańskiego rosołu w restauracji :)
Co innego w domu – w domu przyrządzić można pyszny, warzywny bulion, który dzięki kilku przyprawom zmienia się w aromatyczną, słodko-kwaśno-słono-ostrą zupę, od której trudno się nie uzależnić. Dodatek ryżowego makaronu, świeżych ziół, surowych i lekko marynowanych warzyw i tofu czyni z niej pełnowartościowy, dość niskokaloryczny posiłek, który genialnie sprawdza się w chłodne dni (a tych w tym roku nie brakuje) oraz oczywiście na kaca (którego jednak nie mamy, bo przecież projekt wiosna!:))


Wegetariańska zupa pho z makaronem ryżowym i tofu
Przepis kombinowany z różnych źródeł internetowych

Bulion:
2 duże cebule (przepołowione i obrane)
spory kawałek imbiru (obrany)
4 marchewki
1 pietruszka
2 ząbki czosnku
2 łodygi selera naciowego
ew. kawałek korzenia selera
laska cynamonu
5 goździków
pół łyżeczki pieprzu syczuańskiego (opcjonalnie)
pół łyżeczki ziarenek kolendry
2 gwiazdki anyżu
sos sojowy
cukier trzcinowy
sól

makaron ryżowy (płaskie wstążki)

Do podania:
tofu pokrojone w kostkę i smażone na odrobinie oleju (może być wędzone)
cienkie piórka czerwonej cebuli, skropione wcześniej octem ryżowym lub sokiem z cytryny
cienkie słupki z surowej marchewki lub marynowana marchewka*
szczypiorek
kolendra
mięta
kiełki fasoli mung
papryczka chilli / sriracha
cytryna lub limonka

* o piklach napiszę więcej niedługo – paseczki marchewki zalewam mieszaniną gorącej wody, octu ryżowego i cukru trzcinowego, dodaje kilka ziarenek kolendry i marynuję od kilku godzin do kilku dni.

Cebule i imbir opalamy nad ogniem lub wkładamy na 10 minut do mocno rozgrzanego piekarnika. Na patelni chwilę prażymy przyprawy (cynamon, anyż, goździki, pieprz). Warzywa obieramy, jeśli są duże – kroimy na pół albo na spore kawałki. Wrzucamy do garnka razem z przyprawami, cebulą i imbirem. Zalewamy zimną wodą (2,5 litra), doprowadzamy do wrzenia i zostawiamy na wolnym ogniu na 2-4 godziny (im dłużej, tym lepiej).
Po tym czasie bulion odcedzamy i zaczynamy przyprawianie: dodajemy sól, sos sojowy i cukier trzcinowy po trochu, szukając równowagi smaków. Mnie zazwyczaj wychodzi około 5 łyżek sosu i 2 łyżek cukru.
Makaron przygotowujemy według przepisu na opakowaniu i przekładamy do miseczek. Dodajemy papryczkę chilli lub srirachę (lub jedno i drugie), cebulę, marchewkę, tofu i kiełki. Zalewamy bulionem i posypujemy słuszną porcją ziół. Doprawiamy sokiem z cytryny.



Składnik na dziś:
KOLENDRA (cilantro) to roślina jednoroczna, należąca do rodziny selerowatych, pochodzi znad Morza Śródziemnego. Ma szerokie zastosowanie kulinarne: używa się zarówno jej listków, jak i owoców, potocznie zwanych nasionami. Z owoców tych tworzy się olejek o działaniu moczopędnym, rozkurczowym i wspomagającym trawienie (bywa składnikiem herbatek ziołowych). 
Doceniane są przeciwzapalne i przeciwdziałające cukrzycy właściwości kolendry. Badania wykazały, że pomaga ona również obniżyć poziom cholesterolu. Jest źródłem wapnia, potasu, magnezu, a także błonnika pokarmowego.



6 komentarzy:

  1. bardzo ciekawy blog, ten filmik o życiu Wietnamczyków mnie bardzo zaciekawił :) Nie jestem wegetarianką, ale zmieniam dietę sobie i mojej rodzinie na zdrowszą, chcę robić więcej potraw warzywnych gotowanych jak i surowych, ale zwyczajnie brak mi pomysłów na łączenie ich i poszukuje w sieci przepisów i tka przypadkiem wpadłam na Twój blog :) z Czego się bardo cieszę. Dziękuję Ci za możliwość skorzystania z Twoich przepisów.

    Nie jestem pewna czy moje dzieci będą chciały spróbować tej zupy, gdyż je najtrudniej nakłonić do zmian, ale ja chętnie spróbuję.

    P.S. Ile porcji wychodzi z tych składników?

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo się cieszę :) Dzieciom powiedz, że to taki rosół trochę inny ;)
    Wychodzi ok. 4 sporych porcji, zależnie od tego, ile przygotujemy dodatków.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wegetariańskie Pho jest najlepsze na świecie! Też robię od jakiegoś czasu, przepis bardzo podobny do Twojego ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Widziałam! Aż się bałam, że wyjdzie, że kopiuję, ale na szczęście kilka drobiazgów się różni ;) Patrzyłam tak na Twój przepis jakiś czas temu i myślałam sobie: to dodaję, to dodaję, to dodaję... :D

    OdpowiedzUsuń
  5. You made my day. Wreszcie przepis na pho, który nie wymaga nierealnej ilości czasu i składników! Na pewno spróbuję.

    OdpowiedzUsuń
  6. Cieszę się:) Czasu trochę wymaga, ale co to za czas - bulion sobie pyrka spokojnie i nie trzeba się nim przejmować :)

    OdpowiedzUsuń